… Albania to kraj kontrastów. Przekonujemy się o tym już pierwszego dnia i uczucie to nie opuści nas do samego końca pobytu. Na pierwszy ogień idzie Gjirokastra. Miasto nie bez powodu wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO …

Granica grecko – albańska

… Pierwsze miłe zaskoczenie czeka na nas już na granicy. Odprawa odbywa się błyskawicznie i już po chwili, bez zbędnych formalności jesteśmy w Albanii. Momentalnie, jak spod ziemi pojawiają się taksówkarze. – Hello, Gjirokaster, Saranda ?? Only 20 euro. Z pełnym przekonaniem, łamaną angielszczyzną zapewniają nas, że nie ma żadnego innego środka transportu. Nie z nami takie numery :)

Granicę przekraczają również miejscowi, wiec razem z nimi idziemy dziarsko przed siebie. Z każdym naszym krokiem cena oferowana przez taksówkarzy gwałtownie spada, aby osiągnąć w końcu poziom 5 euro za osobę. W tym samym momencie, zza zakrętu wyłaniają się mikrobusy. Te, których wg. uczynnych taksówkarzy miało nie być. Koniec końców jedziemy za 5 euro ale za 2 osoby, a panowie jeszcze przez chwilę wymieniają między sobą „uprzejmości” w niezrozumiałym dla nas języku. Możemy się tylko domyślać, że chodzi o konkurencję, turystów i cenę kursu :)

 

Transport w Albanii

Jadąc z ciekawością obserwujemy co dzieje się dookoła. Chłoniemy nowe krajobrazy, wsłuchujemy się w nowy i zupełnie niezrozumiały język oraz przyglądamy się jak działa tutejszy system komunikacji publicznej. Busy i samochody osobowe jeżdżą tu bez żadnych dodatkowych oznakowań i bez rozkładu jazdy. Nasz kierowca od momentu wyjazdu wisi na telefonie i po kilku kilometrach, na rozstajach dróg część pasażerów przesiada się do nowych aut, a my jedziemy w stronę Gjirokastry. Taką mamy przynajmniej nadzieję, bo angielski jest jak na razie towarem mocno deficytowym, a albański jest podobny zupełnie do niczego. Za oknami piękno gór miesza się nieustannie z wszechobecną szarością i brudem, a kolorowe sklepy i stacje benzynowe sąsiadują z niedokończonymi budowami, opuszczonymi budynkami i tonami śmieci. Witamy w kraju kontrastów …

 

GJIROKASTRA – miasto muzeum

Gjirokastra – z zadumy wyrywa mnie głos kierowcy, a on sam z uśmiechem otwiera bagażnik i na migi próbuje nam pokazać gdzie mamy iść. Zaczyna mi się tu podobać … Na tzw. „czuja” wdrapujemy się stromymi uliczkami we wskazanym kierunku. Szukamy centrum, jakiegoś lokum i marzymy o gorącym prysznicu. W końcu trafiamy zarówno na centrum jak i na przyjemny hotelik tuż przy głównym placu. Z zewnątrz co prawda wygląda niezbyt ciekawie, w środku sprawia wrażenie zupełnie opuszczonego, a mijana łazienka nie zachęca do skorzystania. Dostajemy jednak bardzo przyjemny pokoik z balkonem i widokiem na twierdzę oraz wyremontowaną łazienkę do własnej dyspozycji. Wszystko za 13 euro. Jak to dobrze, że nie zostaliśmy w Grecji:) Długo i namiętnie korzystamy z dobrodziejstwa gorącej wody i ruszamy na miasto.

Szybko orientujemy się, dlaczego Unesco wpisało Gjirokastrę na listę światowego dziedzictwa. Z każdą chwilą jesteśmy nią coraz bardziej oczarowani. Przez kilka godzin kręcimy się po plątaninie wąskich, stromych i urokliwych uliczek. Ciężko opisać panujący tu klimat. Zdjęcia też oddają zaledwie jego cień. To po prostu trzeba zobaczyć osobiście. Mamy wrażenie, że czas zatrzymał się tutaj kilkadziesiąt lat temu. Życie nadal toczy się swoim niespiesznym rytmem, niezakłóconym jeszcze przez najazd tysięcy turystów. Niesamowite są również kontrasty starannie zachowanych, kamiennych domów i pięknie oświetlonych ulic ze straszącymi na każdym kroku, opuszczonymi ruderami. Nad tym wszystkim, dostojnie góruje średniowieczna twierdza zbudowana przez Turków osmańskich. Od wielu setek lat przygląda się w milczeniu życiu Albańczyków. Ja zostawiamy sobie na jutro.

Sącząc piwko przyglądamy się jeszcze trochę miejscowym. Szybko stwierdzamy, że mają hopla na punkcie mercedesów i piłki nożnej. Te pierwsze niepodzielnie królują na ulicach, a komentatorów sportowych słychać z każdego sklepu i baru. O 21:00 padamy ze zmęczenia. Jutro też jest dzień …

Rankiem przed hotelem spotykamy … rodaków. Okazuje się, że byliśmy niemal sąsiadami w tym samym, pustym poza nami hotelu. Wymieniamy wrażenia i szukamy czegoś na śniadanie. Po raz kolejny niezastąpiony okazuje się tutejszy burek. Mięso, ser lub szpinak zaklęte w cieście francuskim. Proste, tanie, sycące i ogólnodostępne od Turcji po Bałkany. Dziw, że w Polsce jeszcze nikt na to nie wpadł:) Zmęczeni czekaniem na otwarcie banku wymieniamy euro u konika i ruszamy na twierdzę.

 

ŚREDNIOWIECZNA TWIERDZA W GJIROKASTRZE

Jesteśmy pierwszymi zwiedzającymi, dzięki czemu możemy spokojnie wszystko pooglądać nie obijając się o grupy wycieczkowe. Przy okazji załapujemy się na swoiste „happy hour”, gdyż zaspana obsługa nie ma jak wydać z otrzymanego od konika banknotu, więc kasują tylko za jedną osobę i z uśmiecham zapraszają nas do środka.

gjirokastra

Zarówno twierdza jak i widok z niej robią na nas ogromne wrażenie. Wewnątrz murów znajduje się muzeum wojska z ogromną ilością starych, zabytkowych armat, dział i działek. Jest nawet czołg, a na placu podziwiać można pozostałości szpiegowskiego samolotu Lockhead. Wszystko stoi bez barierek. Wszędzie można wejść, wszystkiego dotknąć. Jakże miła to odmiana po chociażby polskich muzeach czy zamkach, w których z każdej strony straszą tabliczki: „nie dotykać”, „nie wchodzić”, „nie patrzeć”. Z żalem obserwujemy przygotowania do mającego się tu odbyć za kilka dni festiwalu folklorystycznego. Niestety mimo, że kombinujemy jak możemy nijak nie możemy nagiąć planów do daty występów. Po 2 godzinach włóczenia się po wszystkich zakamarkach twierdzy stwierdzamy, że najwyższy czas zobaczyć morze :)

Ostatnie zakupy, kilka pamiątek i żegnamy się z panem z hotelu dopytując przy okazji o transport. Po raz kolejny miejscowi zadziwiają nas wiedzą o Polsce. Gdańsk, Warszawa, Kraków, polskie garnitury, Lech Wałęsa … Ciekawe czy przeciętny Polak wie chociaż co jest stolicą Albanii ? …

 

ALBANIA INFORMACJE PRAKTYCZNE

  • – przejście graniczne między Grecją, a Albanią nie przysparza żadnych kłopotów. Wszystko przebiega szybko i sprawnie. Chcąc pojechać taniej warto ominąć nachalnych taksówkarzy i przejść się z 200 m dalej do mikrobusów. Decydując się na taksówkę warto poświęcić chwilę czasu na negocjacje :) Cena szybko spadnie przynajmniej o połowę
  • – w Gjirokastrze jadące busy zazwyczaj zatrzymują się na dole, przy głównej, przelotowej ulicy. Warto wspiąć się do górnej części miasta położonego pod samą twierdzą i tam znaleźć nocleg.

 

Noclegi w Albanii – hotel w Gjirokastrze

Przy głównym placu w Gjirokastrze znajduje się hotel, bodajże Calupi z cenami urzędowymi od 20 E. Tuż obok znajduje się hotel Sopoti. Budynek nie wygląda może okazale, ale pokoik dostaliśmy bardzo przyjemny, z TV i balkonem oraz wyremontowaną łazienką do wyłącznej dyspozycji. Recepcja była pusta, podobnie jak i sam hotel, a klucze dostawaliśmy i oddawaliśmy w barze przylegającym do hotelu. Koszt we wrześniu 2009 – 6,5 euro od osoby. Bez problemu można dogadać się po angielsku.

 

Kuchnia albańska:

Warto spróbować popularnej podobno i w Bułgarii zupy „tarador”. Podawana jest na zimno i składa się z jogurtu zmieszanego z czosnkiem i ogórkami. Mieszanka zupełnie obca dla naszych podniebień. Jednak po kilku pierwszych łyżkach bardzo mi smakowała :)

 

Ceny w Albanii:

  • – waluta leki albańskie, za 10 euro można było dostać ok. 1300 leków
  • – taksówka od granicy do Sarandy lub Gjirokastry – można stargować przynajmniej do 10 euro od osoby
  • – busik na podobnej trasie – 5 euro za 2 osoby
  • – hotel w Gjirokastrze – 6,5 euro od osoby, lepszy standard ok. 20 euro
  • – obiad ok. 500 leków
  • – piwo miejscowe – 100 – 150 lekow

 

Transport w Albanii na marginesie

Nie bardzo wierzyliśmy przewodnikom piszącym, że średnia prędkość w Albanii to ok 30 km. Niestety planując podróż autokarem ciężko uzyskać wyższą średnią… :)