Budzik zrywa nas o 7:00. Nie wstaję, tak będę leżało – wrzeszczy moje obolałe po wczorajszym marszobiegu po górach ciało. Przez dłuższą chwilę negocjujemy rozwiązanie i w końcu wypracowujemy kompromis …:)

Sobotni poranek na La Gomerze

Bunt. Buntuje się umysł i każdy kawałek ciała. Wczorajszy marszobieg po górach wykończył nas bardziej niż się spodziewaliśmy. Zakwasy jakich nie miałem od słynnego już WDKiS -u (*)  powodują, że z łóżka wychodzę jak neandertalczyk. Bardziej na czworaka niż na 2 nogach. Jest 7:00 rano. Rzut okiem za okno i potwierdzamy sobie w głowie to co już podświadomie wiemy od kilkunastu sekund. Pogoda dalej w kratkę. Kratka z wielką chmurą jest bezpośrednio nad nami i jest znacznie większa niż krateczka z błękitnym niebem, która majaczy gdzieś daleko na horyzoncie. Zmiana planów. Tylko jeszcze nie wiemy na jakie :) Coś wymyślimy, ale nieco później … Teraz spać, a później jakieś dobre śniadanko …

 

Popołudnie w Hermigua

Cisza kompletna.

Mniej więcej taka, która zapada na stadionie piłkarskim, gdy w ostatniej minucie meczu o dowolny superpuchar zawodnik drużyny gospodarzy wprowadza piłkę w pole karne, staje twarzą w twarz z bramkarzem … Strzeli czy nie strzeli … Od tej okazji zależą losy meczu. Kilkadziesiąt tysięcy osób zastyga w milczeniu i czeka … Zawodnik strzela i … Nagle z tysięcy gardeł, płosząc w promieniu 5 km wszystkie żywe i te od dawna odpoczywające snem wiecznym stworzenia, wystrzeliwuje w niebo głośne i donośne

G…O..O..O..L..L..L !!!

Tylko, że w miasteczku nie ma tysięcy gardeł i nie ma żadnego GOOLL czy nawet cichutkiego … gol. Jest pusto i głucho dookoła. Od ponad 20 minut nie spotkaliśmy nikogo.

NIKOGO !

Towarzyszą nam tylko śpiewy ptaków oraz szelest liści palm i bananowców, poruszanych pozostałościami silnego wiatru konkurujące z wyciem zostawionego za plecami oceanu, rozbijającego się o kamieniste wybrzeże.

la-gomera

Czasem tylko zaszczeka pies lub zapieje kogut. Nawet nieliczne samochody, które pojawiają się od czasu do czasu na ulicy jadą nieśmiało, jakby bały się zakłócić harmonię panującą dookoła.

– Gdzie są wszyscy ? Przecież jest sobotnie popołudnie w jednym z większych miast na La Gomerze. ?
– No właśnie. Jest weekend, a w weekend to się proszę pana odpoczywa, a nie włóczy po ulicach – odpowiadam sam sobie.
– Siedzi się w knajpce kilka kilometrów niżej i popija z kolegami zimne piwko, ogląda telewizję lub robi rodzinnego grilla na dachu. A już na pewno nie dyszy się jak parowóz z plecakiem pełnym zakupów i nie liczy ile jeszcze zakrętów pozostało do wynajmowanego apartamentu ..

Nie jest  dobrze jeśli gadam już sam do siebie  …

Jest człowiek. Nawet dwa człowieki jadące na z naprzeciwka na rowerze. Nie, nie liczy się. Po pierwsze to też turyści, po drugie są w lepszej sytuacji niż my. Oni mają rower i jadą we właściwą stronę. Z górki. My mamy już tylko dosyć i jeszcze kilka dobrych kilometrów do domu. Stromo pod górkę. Kilometry na La Gomerze powinniśmy chyba liczyć podwójnie, lub potrójnie. Zachciało nam się wyjść do plaży i miejscowości obok. To miał być ten plan zastępczy pozwalający na dojście do siebie po wczorajszej wędrówce. Tylko, że na La Gomerze nawet wycieczka do plaży i marketu po zakupy to koło 7-8 km w jedną stronę. W dół szło się łatwo. W drugą stronę do pokonania mamy dodatkowo 400 metrów w pionie. Niby nie dużo, ale jak mam to wytłumaczyć moim zmęczonym nogom …

 

Nienawidzę La Gomery …

Moje pierwsze ja dogaduje się ostatecznie z drugim i wspólnie stwierdzają, że to pierwsze miało rację. Sobota wieczór to dobry czas by chwilę odpocząć. W końcu niby mamy wakacje …?:) Czerwona, bliżej nieokreślona co do gatunku ryba wraz z już gotowymi filetami jej atlantyckiej siostry, której nazwa również niewiele nam w sklepie mówiła, lądują na dachu. Dokładniej rzecz ujmując lądują na grilu, który mieści się na dachu naszego gospodarstwa. Razem z rybami lądują tam też sałatka, wino i gorąca czekolada z rumem oraz miseczka świeżo zebranych z drzewa nieśplików.

La Gomera - Hermigua

Nie ważne, że co jakiś czas z nieba pokropuje wiosenny, kanaryjski deszcz. Okoliczne widoki, na palmy na tle szczytów tonących w chmurach rekompensują nam dokładnie wszystko.

I znowu kocham La Gomerę … i nie zamieniłbym się na żaden tydzień all inclusive …