Jedna wyspa, to samo wybrzeże, identyczne plaże, a zupełnie inny świat. Nieistniejąca granica państwowa działa jak lustro. Po jego drugiej stronie czeka na turystów bajkowa, wakacyjna  kraina.  Szczególnie dla rowerzystów, rodzin z dziećmi i lubiących piesze wędrówki.  Sprawdziliśmy …

Uznam – jedna wyspa, dwa światy

Czy Świnoujście może się podobać ? – zastanawiamy się siedząc pod parasolem w jednym ze świnoujskich ogródków, rozkoszując się pierwszym dniem wędrówki i ostatnimi promieniami słońca, które czule ogrzewają nasze plecy.

Ma całkiem ładny rynek i sympatyczną promenadę, po której spacerują mieszkańcy do spółki z turystami. Na ławeczkach odpoczywają kuracjusze i emeryci. Nie ma tłumów i mimo, że to długi weekend atmosfera jest spokojna, nieco wręcz senna.

Tak. W porównaniu do pełnego handlowych bud z dykty Mielna czy innych pseudo kurortów na polskim wybrzeżu Bałtyku Świnoujście może się podobać.

 

Ahlbeck – po drugiej stronie lustra

Noc spędzamy na plaży już po niemieckiej stronie. Bezpośrednio pod gwiazdami, a do ochrony przed wiatrem wykorzystujemy  pozostałości starego, niemieckiego kutra, w którym rozkładamy się z biwakiem. Usypiamy kołysani szumem fal, obserwując spektakularny zachód słońca nad Bałtykiem. Jak się później okaże ostatni podczas tej wędrówki.

Ahlbeck jeszcze śpi gdy wkraczamy w jego zabudowania. Nic dziwnego, dopiero minęła 05:00. Możemy dzięki temu  spokojnie przyjrzeć się miasteczku, które wygląda jak namalowane, jak z obrazka. Trawniczki są starannie przystrzyżone, a pomiędzy nimi falują na wietrze różnokolorowe kwiaty.

>> zobacz też: pieszo i rowerem po wyspie Uznam – informacje praktyczne

>> zobacz też: namiot z Lidla, kuchenka z wojska – test w terenie

Wzdłuż pustej o tej porze dnia promenady ciągną się starannie odrestaurowane dworki pełniące funkcję hoteli. Na ulicach nie widać nawet papierka ale co ważniejsze, nie widać żadnej budy, która nie pasowałaby do otoczenia. Wszystko jest idealnie dopracowane i pomyślane w najdrobniejszym szczególe.

Tuż przy wejściu na molo, na pięknej, piaszczystej plaży stoją dziesiątki, setki wiklinowych koszów plażowych. Czuję się pomiędzy nimi jakbym cofnął się w czasie o dobre 40 lat.

Wszystko razem wygląda jak zupełnie inny świat. Jesteśmy nim zauroczeni od pierwszego wejrzenia, a okazuje się, że to dopiero początek.

 

Pieszo wzdłuż wybrzeża Bałtyku

Kolejne miejscowości na trasie naszego spaceru okazują się mieć w sobie jeszcze więcej uroku. Maszerując po plaży, wzdłuż bałtyckiego wybrzeża, mijamy  Heringsdorf i Bansin, a  w niewielkim miasteczku Kolpinsee skręcamy na biegnącą równolegle do morza ścieżkę pieszo – rowerową.

To był dobry ruch. Dzięki chwilowej zmianie trasy możemy spróbować pysznych, regionalnych pączków i podziwiać to, jak Niemcy przygotowani są na przyjęcie turystów.

Obawiam się, że takiej infrastruktury nie doczekamy się w Polsce i za 200 lat. Na każdym kroku spotykamy parkingi dla rowerów, ławki dla starszych, miejsca i place zabaw dla najmłodszych. Nie, chińska, plastikowa sztampa. Przemyślane, oryginalne atrakcje przeplatane są drewnianymi rzeźbami. Jest na przykład prawdziwa fregata, na której można poczuć się prawdziwym piratem. Są małe parki linowe i najprawdziwsza mini tyrolka – zjazd ukośny na linie rozwieszonej między dwoma konstrukcjami.

W każdym z mijanych miast mijamy również niewielki amfiteatr. Na znajdujących się nieopodal słupach wiszą plakaty informujące o najbliższych wydarzeniach. Koncert, spektakl, występ teatru, wieczorek z muzyką klasyczną … Plakaty są ładnie wydrukowane, bardzo zgrabnie zaprojektowane i wyglądają na tych słupach jak żołnierze z kampanii reprezentacyjnej na apelu. Równiutko, jeden obok drugiego. W zakamarkach pamięci miga mi polski słup ogłoszeniowy. Plakat na plakacie, z resztkami starych ogłoszeń fruwającymi dookoła i festiwal bezguścia. Krzykliwe kolory, nie pasujące do siebie czcionki. Byle większe, byle bardziej kolorowe, a pomysł i estetyka ? Przecież to tylko plakat. Tyle, że kiedyś i plakaty potrafiły być dziełami sztuki …

Inne jest też po niemieckiej stronie natężenie sklepów, butików i restauracji. Tam gdzie Polsce zmieściłyby się 3 spożywczaki, 2 namioty z dmuchanymi zabawkami, grill, 6 restauracji, 2 bary, 5 ogródków z piwem, obskurny kiosk ruchu i lodówki z jadłem wszelakim, tu mijamy zaledwie 2 klimatyczne kawiarnie i kilka sklepików. Jak zwykle doskonale wkomponowanych w otoczenie. Nawet budki rybaków wyglądają tu inaczej. Są gustownie udekorowane w pamiątki pokazujące trwający od wieków związek mieszkańców z otaczającym ich morzem. Rodzinne zdjęcia z połowów, ususzone łby największych i najdziwniejszych zdobyczy, a za ladą świeża ryba.

Nie egzotyczna  Panga czy ryba maślana, które królują nad polskim morzem. Na Uznamie prym wiedzie Sałaka czyli śledź bałtycki. Podawany jako tradycyjna przekąska z liściem sałaty, odrobiną cebuli, zawinięty w świeżą bułkę, często prosto z pieca. W różnych wersjach smakowych np w doskonałej zalewie curry.

Na kolejny nocleg znowu wybieramy plażę. Spodobało nam się oglądanie gwiazd  i słuchanie pomruków morza. Tym razem gwiazd nie ma. Po niebie latają szare kocmołuchy gnane silnym, zachodnim wiatrem. Mam nadzieję, że nie zwieje naszego małego, marketowego namiotu … (o tym jak sprawuje się namiot z Lidla i wojskowe kuchenki turystyczne możesz przeczytać w naszym  teście)

Sen zakłóca nam jednak nie wiatr tylko ogromny traktor, który w środku nocy zaczyna szaleć pomiędzy nami, a brzegiem morza.  Bronują plażę. Normalnie jak w Polsce, w stanie wojennym . Tylko u nas sprawdzali czy  któryś z niewdzięcznych rodaków nie planował w ciągu nocy opuścić gościnnej krainy zwanej Polską Ludową. Po niemieckiej stronie Uznamu traktor z grabkami ma bardziej prozaiczne zadanie. Spulchnić plażę i wysprzątać ewentualne pozostałości po letnikach.

 

Uznam atrakcje turystyczne i tajemnice Peenemunde

Po Peenemunde spodziewałem się tego, że będzie ukoronowaniem naszej wędrówki dookoła Uznamu. Brak zdjęć miasta w internecie zrzucałem  na karb braku czasu. Gdzieś są ładniejsze – wmawiałem sobie – tylko nie mam czasu ich znaleźć.
Nie znalazłem.

Przy szarej, opuszczonej drodze stoją  rozpadające się bloki z czarnymi dziurami zamiast okien. Kontrast jaki stanowią  zaniedbane łąki i gruzowiska w porównaniu z urokliwym nadmorskim jest porażający.

Nawet niewielka restauracja i kilka nowych lub starannie odbudowanych budynków, które stoją  w centrum nie ratują  sytuacji. Peenemunde jest po prostu brzydkie.

Jedyną atrakcją jest muzeum historyczno – techniczne, mieszczące się w dawnej elektrowni wojskowego ośrodka badawczego, w którym prowadzone były prace nad pociskami V1 i V2, które miały odmienić losy wojny. I rosyjski u-boot stojący przy brzegu. Ten ważący ponad 4000 ton gigant o długości ok. 100 metrów to podobno jeden z największych okrętów podwodnych udostępnionych do zwiedzania Nawet od strony nabrzeża robi imponujące wrażenie i jest celem licznych wycieczek autokarowych i rowerowych dla turystów przebywających na wakacjach na Uznamie.

Czas ruszać drogę powrotną. Zostały nam już niecałe dwa dni wolnego i ponad 50 km spaceru do Świnoujścia …

 

Niemiecki punkt widzenia

Więc jeszcze raz – czy Świnoujście może się podobać ?

Po niemieckiej stronie, co 50 – 100 metrów, znajduje się zejście do morza, a przy nim toalety. Nieskazitelnie czyste, pachnące i bezpłatne. Od granicy państwowej do Świnoujścia, na odcinku 3 km nie ma ani jednej. Podobnie w samym mieście

Ścieżka rowerowa, która ciągnie się po niemieckiej stronie przez blisko 50 km w Świnoujściu nagle ginie, przechodząc gwałtownie w chodnik. Teoretycznie przeznaczony dla pieszych i dla rowerów, tylko, że ktoś zapomniał namalować choćby białą linię oddzielającą jednych od drugich.  Efekt jest taki, że piesi lezą całą jego szerokością, klnąc na skonsternowanych rowerzystów lawirujących pomiędzy nimi. Podobnych niedoróbek dostrzegamy więcej.

Przy wejściach na plażę cyrk i odpust jednocześnie. Dymiące grille przeplatają się z namiotami pełnymi kiczowatych, chińskich zabawek. Bez żadnego ładu, bez śladu myśli nie mówiąc o planie zagospodarowania. Jeśli jakikolwiek architekt maczał w tym palce to musiał być nieźle pijany.

I oczywiście ani śladu parkingów dla rowerów czy placów zabaw.

Na tle polskiej konkurencji, Świnoujście nie wygląda najgorzej jednak od niemieckich braci dzieli je przepaść, którą ciężko będzie zasypać w najbliższych latach. Jak na razie tylko ceny osiągnęły  w Świnoujściu europejski poziom.

Butelka piwa  w Ahlbecku kosztuje 1,5 euro, a w dobrej restauracji euro więcej. Kawa w większości klimatycznych kawiarenek nie więcej niż 1-1,5 euro, a kanapka z płatem śledzia 2 euro.

W Świnoujściu za piwo zapłacić trzeba  8-9 zł, kawy za mniej niż 6 zł nie widziałem, tylko  kanapka ze śledziem jest tańsza niż w Niemczech. O 20 centów…