Ruscy zabrali nam Abchazję i Osetię. Ale do Tbilisi nie wejdą nigdy… Chyba, że po naszych trupach ….  Spotkanie w ulubionej restauracji Sololakiskari z Dominiką, impreza z Gruzinami i Mccheta.  Sweti Cchoweli i monastyr Dżwari robią duże wrażenie.

Gruzja – zwiedzanie Tbilisi i Mccheta

Wybierając się z Tbilisi do Mcchety po raz pierwszy doceniamy zalety metra. 5 minut czekania, 5 minut jazdy i jesteśmy na dużym dworcu DIDUBE. Tu tylko pozostaje zlokalizować właściwą marszrutkę i po 30 minut jesteśmy w dawnej stolicy Gruzji – Mcchecie, która jednocześnie jest jednym z najstarszych gruzińskich miast.

Dzięki przegapieniu przystanku w Mchcecie znajdujemy 2 km dalej stare, nieczynne łaźnie. Strzegą ich olbrzymie trole, wyglądające tak  jakby wieki temu  wyszły z kąpieli i skamieniały. Może chciały przez całą wieczność podziwiać piękne, gruzińskie krajobrazy …??:)

tbilisi

 

Mccheta zwiedzanie

Spacerujemy po wpisanej na listę Unesco Katedrze Sweti Cchoweli, ale pod Monastyr Dżwari  podjeżdżamy już  leciwą taksówką. Gruzini aby oszczędzić jak najwięcej paliwa zjeżdżając z górki wyłączają po prostu silnik. Nasz pojazd jest na gaz i gaśnie dodatkowo jeszcze często sam z siebie, ale dowozi nas dzielnie na wzgórze kilka kilometrów nad Mcchetą.. Monastyr, monastyrem,  ale widoki na Mcchetę i okolice bezcenne…

 

GRUZJA informacje praktyczne i ceny w Gruzji

– 1 lari kosztuje bus do Mcchety – startuje z dworca Didube, do którego najlepiej dojechać metrem
– 0,3 – 0,5 lari kosztuje pyszny kwas chlebowy prosto z beczki. Solidnie schłodzony doskonale gasi pragnienie. Pity duszkiem w upalne dni często powoduje zapalenie gardła – niestety sprawdzone :)
– 0,6-0,7 lari doskonałe na przekąskę, ciepłe „burki”
5,5-6 lari obiad w postaci placka i sałatki z orzechami

 

SOLOLAKISKARI – najlepsza restauracja w Tbilisi

Wieczorem spotykamy się z Dominiką w restauracji Sololakiskari.  Dominika studiuje stosunki międzynarodowe, jest tu drugi raz i stanowi dla nas chodzącą kopalnię wiedzy oraz  informacji praktycznych o Gruzji.  Dyskutując o Gruzji poznajemy kolejne potrawy kuchni gruzińskiej i rozsmakowujemy się w doskonałym winie Saperawi. To zdecydowanie nasza ulubiona restauracja – dochodzimy do wniosku po kolejnym pokazie tańców gruzińskich.

Tak, tak. Restauracja Sololakiskari to oprócz doskonałej kuchni profesjonalne pokazy tańców gruzińskich, śpiewów i machania nożami …Pokazy odbywają się tylko w niektóre dni tygodnia więc warto wcześniej upewnić się na miejscu bo show jest naprawdę tego warty. Zabawa po chwili przenosi się i do stolików. Własną wersję polskich „kaczuszek” do gruzińskiej muzyki rozpoczęli Gruzini biesiadujący tuż obok nas.  Płaczemy ze śmiechu przyglądając się aktorskim popisom sąsiadów. On by chciał, ona nie jest pewna. To przyciąga go do siebie to odpycha markując uderzenie. Wielu naszych serialowych aktorów mogłoby się tu dużo nauczyć…

Restauracja Sololakis Kari

Po chwili bawi się cała sala. Wspólnie. Nie ważne, że jeszcze przed chwilą nikt nikogo nie znał. Wieczór kończymy przy stoliku z Gruzinami. Jest toast, są opowieści. O Gruzji, o miejscowym winie. Są też  niestety również opowieści smutne, wręcz dramatyczne. Dawid opowiada nam o niedawnej wojnie z Rosjanami i pokazuje zdjęcia. Opowiada o tym jak wracał na linię frontu by odnaleźć swoją rodzinę, o obozach dla uchodźców z Abchazji o tym jak czuli się gdy wojska stanęły niemal na rogatkach Tbilisi.

– Zabrali nam Osetię, zabrali Abchazję, ale do Tbilisi nigdy nie wejdą – mówi z olbrzymim przekonaniem.
– Musieliby pokonać  1,5 mln ludzi, którzy prędzej by zginęli, niż wpuścili do miasta …
– Nie weszliby do Tbilisi – dodaje po chwili – Chyba, że po naszych trupach …

 

Zwiedzanie Tbilisi ciąg dalszy

Mieliśmy jechać do Gori, ale impreza skończyła się na tyle późno,a toastów było na tyle dużo, że odpuszczamy. Robimy sobie dzień wolny na pożegnanie z Tbilisi i załatwienie biletów na nocny pociąg do Batumi. Jest upalnie i słonecznie, więc grzechem byłoby nie zobaczyć morza Czarnego…

Zwiedzanie Tbilisi - nocą

Bilety na pociąg na szczęście jeszcze są. Przy jednej z budek na dworcu przypominającej bankomaty zaczepia nas sympatyczne dziewczyna. Okazuje się, że „bankomaty” to w rzeczywistości automatyczne kasy biletowe, a tajemnicza nieznajoma sprawnie i szybko pomaga nam kupić odpowiednie bilety. Wygląda przy tym jakby była tu na etacie… Czyżby Gruzini wymyślili nowy zawód: pomoc dla zagubionych turystów … czy też po prostu tutaj tak jest …??

Na marginesie:
Podstępne, gruzińskie wino …:) Domowe wino Gruzinów jest doskonałe, tanie i powszechnie dostępne. Biada jednak temu, który ulegnie jego czarowi. Wchodzi nadspodziewanie łatwo. Uderza niespodziewanie…  Często na drugi dzień  po suprze – gruzińskiej uczcie trzeba będzie szukać sobie miejsca, w którym w spokoju będzie się można zwinąć w kłębuszek. No chyba, że ktoś w międzyczasie poczęstuje nas winem…. Doskonałym, domowym … I jak tu odmówić ?

 

Gruzińska historia zaklęta w spojrzeniu …

Resztę dnia włóczymy się po Tbilisi przysiadując co jakiś czas i obserwując życie miasta.  Pierwsze co rzuca się w Tbilisi w oczy to wielki plac budowy. Remontowane i odnawiane jest wszystko i wszędzie. Szczególnie przy alei Rustavelegoi okolicznych uliczkach. Wszystko robione jest na wysoki połysk. Monumentalne budynki, zdobione fasady, wymyślne podświetlenia. Ma zachwycać i budzić podziw. Na remonty wydawane są ogromne pieniądze, a z drugiej strony widzimy jak skromnie żyje  wielu mieszkańców miasta.

Przy każdej świątyni, sklepie czy hotelu co rusz napotykamy „babuszki” wyciągające w błagalnym geście ręce po najmniejsze drobne. W ich spojrzeniu jest zazwyczaj coś, co nie pozwala przejść obok nich obojętnie. Gruzińska historia  zaklęta w spojrzeniu. Historia często tragiczna, naznaczona wojnami i cierpieniem.

Na każdym rogu i na każdej ławce kwitnie też handel. Handluje się wszystkim czym się da. Papierosy ? Na sztuki. Słonecznik lub orzeszki ? Odmierzane z większej paczki  i wsypywane do zrobionego przed chwilą, papierowego rożka. Miarka ? Kieliszek. Nieco dalej sympatyczny dziadek ustawia się ze swoim stanowiskiem pracy. Podnóżek, pudełko pasty i 2 szczotki. Na kolejnej ławeczce kupić można gruszki, jabłka i winogrona. Na kilogramy, ale i na sztuki. Praca wre.

Pokątny handel to dla wielu Gruzinów jedyna szansa. Podobno nawet 60% z nich jest oficjalnie bezrobotna, a najniższa renta wynosi ok 100 lari.  To niecałe 200 złotych przy cenach często  niewiele niższych niż w Polsce. Saakaszwili, zwany często przez miejscowych po prostu Misza, przekształcił Gruzję w nowoczesne Państwo. Stawia na turystykę i rozbudowuję bazę noclegową. Wydaje mapy i informatory dla turystów. Tylko niestety nadal mało którego z miejscowych  stać na to, żeby z tego skorzystać. Wznieśmy  toast by stan ten jak najszybciej się zmienił.