Nasz rejs po Warcie trwa już tydzień i powoli zbliżamy się ku Noteci. Ciekawi jak nasz silnik da sobie radę płynąc pod prąd rzeki i jak my poradzimy sobie ze śluzami, których sporo na naszej drodze. Jednak zanim zmierzymy się z nową rzeką musimy najpierw opuścić Wartę, a to nie jest wcale taką prostą sprawą ;-)
11.06 – Chorzępowo – Międzychód – leśniczówka
No i nie da się szybko płynąć po tej Warcie. Planowaliśmy przeskoczyć dziś do samego Santoka, a tu znowu nieplanowany postój. W porcie w Międzychodzie ktoś odbiera od nas cumy i tonem nie znoszącym sprzeciwu zaprasza nas na pokład łodzi Bonito, która minęła nas dzień wcześniej w Chorzępowie, na szklaneczkę domowego wina. Ze szklaneczki szybko zrobiły się trzy, a niezwykle sympatyczne spotkanie przeciągnęło się do kilku godzin. Z Santoka nici ale szkoda marnować tak fajnie zapowiadający się wieczór. Z Przemkiem, Krzyśkiem i ich małżonkami umawiamy się na spotkanie przy położonej nieco ponad 10 km dalej leśniczówce, a sami ruszamy zobaczyć jak wygląda Międzychód – miasto z pompą ;-)
Leśniczówka Leszczyna – rejs po Warcie
Opisywane w przewodnikach niezłe miejsce na postój przy leśniczówce Leszczyna okazuje się być zatoczką na Warcie z brzegami zarośniętymi do granic możliwości. Żeby wyjść na brzeg trzeba przedzierać się przez metrowe pokrzywy i zarośla. Okazuje się, że źle stanęliśmy i miejsce postojowe jest 50 metrów wcześniej. Od naszego różni się tylko tym, że przy brzegu stoi tablica, a kawałek dalej drewniany stół i 2 ławy. Pokrzywy są tak samo gęste i wysokie.
Na szczęście od przesympatycznej właścicielki pałacu Wiejce znajdującego się 500 metrów wcześniej otrzymujemy zgodę na zacumowanie przy ich nowym pomoście. Tam kończymy opowieści rozpoczęte w Międzychodzie. Nasi nowi znajomi pływają również po zalewie Szczecińskim i dotarli na Spitsbergen więc tematów do dyskusji nie brakuje. Tym bardziej, że okazuje się, że Blanka zaangażowana jest również w projekt Slow Food, który promuje zdrowe i przede wszystkim świadome odżywianie. Jako, że sami coraz bardziej dość mamy przetworzonego jedzenia napakowanego chemią słuchamy z zaciekawieniem i nie wiadomo kiedy … zrobiła się północ ;-)
Wielka Pętla Wielkopolski – rejs po Warcie – dzienniki jachtowe
Start Chorzępowo na 137 km szlaku, Międzychód 127 km szlaku, leśniczówka Leszczyna 113,6 km. Przepłynięte 23 km. Pogoda piękna ale noc już pieruńsko chłodna.
12.06 Wiejce – Santok – Drezdenko
Uciekamy skoro świt w kierunku Santoka. Im bliżej ujścia Noteci tym Warta robi się … No właśnie, jaka ? Czy brzydsza ? Na pewno szersza, z mniejszą ilością lasów, przewagą łąk i pól ale jeszcze większą ilością ptaków nad naszymi głowami i dziesiątkami wędkarzy stojącymi na obu brzegach.
Jest Santok. Niepomni uwag napotkanych wodniaków, którzy wymowną ciszą komentowali przystań rzeczną w Santoku i sugerowali postój przy położonym nieco niżej promie płyniemy zobaczyć na własne oczy port miejski. Z daleka wygląda sympatycznie. Widać zagospodarowany teren, wiaty, z przewodnika wynika, że są też sanitariaty. Co z tego, jak na miejscu nie ma gdzie przybić. Duże statki mogą próbować wiązać się do olbrzymich dalb, od których do lądu prowadzą zardzewiałe, metalowe trapy. Kawałek dalej jest coś, co kilka lat temu mogło być promenadą opisywaną w locji. Obecnie schody wraz z kawałkami nabrzeża posypały się do rzeki uniemożliwiając bezpieczny postój. Od czasu Poznania, Santok stanowi największe rozczarowanie na szlaku Wielkiej Pętli Wielkopolski. Co z tego, że miasteczko jest podobno sympatyczne jak nie ma gdzie zacumować. Nie to nie. Płyniemy więc dalej. Zobaczymy jak nasza dzielnie spisująca się do tej pory Yamaha poradzi sobie pod prąd Noteci.
Wpływamy na Noteć
Skończyły się czasy gdy nasz silniczek, spływając z nurtem Warty na minimalnych obrotach, robił cichutkie pyr-pyr-pyr. Żeby pokonać żwawo płynący prąd Noteci od godziny podśpiewuje sobie donośnie: wrrr, Wrrr, WRRR … Ale i tak nie jest jeszcze źle. Mimo dużo głośniejszej pracy wciąż płyniemy ze średnią prędkością 5-6 km na godzinę, a czasami zdarza się, że w ciągu godziny robimy i 7 km. I wciąż mamy jeszcze zapas mocy …
Natomiast Noteć, wbrew naszym oczekiwaniom jest jak na razie dużo brzydsza od Warty. Bardzo dzika, zarośnięta, z porośniętymi gęstymi chaszczami, niedostępnymi brzegami, na których widać od czasu do czasu pozostałości kamiennych umocnień. Co jakiś czas pojawiają się jednak niewielkie zatoczki, przy których można stanąć na dziko.
Ale oczywiście zgodnie z prawem Murphy-ego benzyna skończyła się wówczas, gdy dookoła tylko trzciny ;-) Cóż, miała starczyć do Santoka, a tymczasem od godziny prujemy w górę Noteci. Awaryjne cumowanie do trzcin i znowu mamy pełny bak. Do wieczora powinno starczyć.
Od rana jest szaro, buro i ponuro. No i jakoś wolno lecą te kilometry. Oby do Krzyża, tam prąd ma być już dużo mniejszy.
Wielka Pętla Wielkopolski – rejs po Warcie – dzienniki jachtowe
Wiejce na 114 km Warty – Santok 68 km. Wchodzimy w Noteć na 226 km i kończymy w Drezdenku na 187 km. Po raz pierwszy cały dzień na wodzie. Zrobiliśmy 46 km po Warcie i 39 km na Noteci, razem 85 km. Pogoda pod psem. Zderzyliśmy się z płynącą kłodą i widzieliśmy z bliska 2 polujące (chyba) orly – niezwykły widok.
13.06 Drezdenko – Czarnków
Nocujemy w porcie Nadzory Wodnego, których gospodarze, gościnnie użyczyli nam swoich sanitariatów. Po miejscach do cumowania w tzw „Parku Harcerza” nie ma już śladu.
Rano wychodzę z osłoniętej zatoki porciku, silnik naprzód i … stoję w miejscu. Całą noc padało i prąd zrobił się jeszcze silniejszy. W końcu odklejam się od wody i drzewa powoli znikają za rufą. Bardzo powoli, bo robimy zaledwie 3 – 4 km w ciągu godziny.
Pierwsza śluza. Cumujemy bardzo niepewnie i nieporadnie ale z pomocą obsługi po chwili wdrapujemy się z naszą łódką prawie dwa metry wyżej. W kolejnych śluzach idzie nam już o niebo lepiej.
Ciągle leje, a Noteć meandruje i skłania do refleksji. Bo na rzece jest jak w życiu, czasem jest słońce, a czasem deszcz. Są chwile, gdy wszystko się układa, a czasem trzeba walczyć pod wiatr, z przeciwnym prądem. Ale przecież trzeba płynąć dalej, za kolejnym zakrętem z pewnością będzie lepiej. Przetrzymamy, w końcu z dwojga złego lepiej dłużej być w drodze niż za szybko dotrzeć do jej końca ;-)
Tym bardziej, że poprawiły się widoki dookoła i z każdym kilometrem Noteć coraz bardziej nam się podoba. Może nie tak jak Warta, co jest dla nas pewnym zaskoczeniem, ale i tak jest lepiej niż w pierwszych kilometrach od Santoka.
Nie przestaje padać i nawet sucha do tej pory Ari zaczyna cichutko popłakiwać domagając się uszczelnienia tu i ówdzie. Tylko skąd wziąć na tym pustkowiu silikon ? Mamy. Kultową, srebrną taśmę. Trochę pomaga i łzy deszczu jakby rzadziej zaglądają do środka. Ale prąd wciąż jest silniejszy niż się spodziewałem i do ostatniej śluzy dopływamy na styk, na 5 minut przed jej zamknięciem.
W nosie mamy już wszystko. Jutro nie ruszamy się z Czarnkowa
14.06 Czarnków
I znowu idealny czas wybraliśmy sobie na postój. Dookoła nas, przez cały dzień chodzą burze i co jakiś czas z nieba lecą wiadra wody. W przerwach kiedy nie pada uzupełniamy więc zapasy, gawędzimy z przesympatycznym bosmanem Zdzichem i spacerujemy po Czarnkowie. Podoba nam się to miasto z charakterem i podoba marina, zrobiona za pieniądze z UE.
Tylko znowu, czemu taka mała. Z jednej strony wszyscy chcą promować rejsy na Warcie i Noteci oraz szlak Wielkiej Pętli Wielkopolski, a z drugiej strony każdy boi się zainwestować w wodniaków, którzy może przypłyną, a może nie. Ale jeśli przypłyną to i tak za chwilę nie będą mieli gdzie zacumować, skoro my w czerwcu zajęliśmy ostatnie miejsce.
– Na razie dajemy radę, w sezonie letnim zawsze ktoś wypłynie i zwolni miejsce, na którym zacumuje ten przypływający. Ale jak będzie dalej, gdy szlak zrobi się bardziej popularny – zastanawialiśmy się wraz z obsługą przystani …
Zostaw komentarz