To miały być zwyczajne wakacje w Izraelu. Nurkowanie w morzu czerwonym, wędrówka po pustyni Negew, Jerozolima i kilkudniowy wypad do Palestyny. Nie przewidziałem jednego, że w połowie urlopu, nad naszymi głowami zaczną latać uzbrojone pociski.
Wakacje w cieniu rakiet
Pierwszy alarm zastał nas w hostelu , w centrum Tel Awiwu. Przeciągły głos syreny dobiegający zza okna zwiastował kłopoty. Podobno od momentu usłyszenia sygnału powinniśmy mieć jeszcze 30 sekund czasu by znaleźć się w bezpiecznym schronie. Tyle, że w naszym budynku nie było schronu. Zagonieni przez właścicieli na parter, w pobliże wyjścia ewakuacyjnego, czekaliśmy z niepokojem na rozwój wypadków. Większość z naszych współtowarzyszy nie wydawała się być jednak specjalnie przejęta sytuacją. Ataki trwały tu od kilku dni i na stałych gościach nie robiły już większego wrażenia.
Ktoś popijał piwko, ktoś inny dopalał papierosa, a reszta przyjmowała zakłady. Zestrzelą ją czy spadnie gdzieś w okolicy.
>> zobacz też: Czego żąda Hamas w zamian za pokój w Strefie Gazy
Głośne ŁUUUP ! przerwało na chwilę dyskusję.
– Zestrzelili w powietrzu – uśmiechnął się sąsiad z papierosem w zębach, który obstawiał takie właśnie zakończenie.
– Gdyby im się nie udało i rakieta spadłaby na osiedle to słychać byłoby coś bardziej na kształt „BUUUM” – dodał z miną znawcy gasząc fajkę.
>> wakacje w Izraelu – aktualne ceny wycieczek
Minutę później wszyscy wrócili do swoich zajęć. Do kolejnego piwa, gitary i niedokończonej kolacji. Tylko blady ze strachu czarnoskóry John, którego alarm wyciągnął wprost spod prysznica, biegał jeszcze przez chwilę po korytarzu. Owinięty tylko w ręcznik kąpielowy, pytał każdego z osobna czy to już na pewno koniec. Po chwili i on zniknął w swoim pokoju.
Wojna to w Izraelu codzienność
Tłumaczył nam później jeden z miejscowych.
– Gdy zagrożenie jest permanentne to przyzwyczajasz się do niego i uczysz z nim żyć. Dlatego właśnie, kolejne ostrzały nie robią już na nas wrażenia. Szczególnie od czasu udoskonalenia żelaznej kopuły możemy czuć się względnie bezpiecznie. Przynajmniej w Tel Awiwie.
Za określeniem żelazna kopuła kryje się izraelski system obronny, który już w kilka sekund po wystrzeleniu wrogiego pocisku lokalizuje go i momentalnie wysyła w jego stronę dwa własne, mające za zadanie zestrzelenie intruza. Działa wyjątkowo skutecznie i likwiduje podobno blisko 90 % rakiet nieprzyjaciela. Przynajmniej wszyscy tutaj wierzą w to niemal bezgranicznie.
W nieco lepszej sytuacji są mieszkańcy Jerozolimy, którzy przynajmniej teoretycznie, znajdują się poza zasięgiem rakiet wystrzeliwanych ze Strefy Gazy. Na turystów czeka tam jednak inne zagrożenie.
Syndrom jerozolimski
Jerozolima jest świętym miastem dla trzech największych religii monoteistycznych. Dla chrześcijan, jednym z najważniejszych budynków w mieście jest domniemane miejsce złożenia i zmartwychwstania Jezusa czyli Bazylika Grobu Świętego. Innymi, ważnymi ośrodkami kultu są też Golgota i Góra Syjon czyli odpowiednio miejsce ukrzyżowania i ostatniej wieczerzy Chrystusa.
Żydzi szczególną estymą darzą Ścianę Płaczu, czyli pozostałości Świątyni Jerozolimskiej, natomiast dla muzułmanów, sacrum stanowią meczety Al Aksa i Omara, z których ten drugi zwany jest częściej Kopułą na Skale.
Według psychiatrów, to właśnie tak ogromne nagromadzenie, w jednym miejscu, bibilijnych zabytków, może być jedną z przyczyn występowania tzw. syndromu jerozolimskiego. Dotyka on rocznie nawet kilkuset turystów i pielgrzymów przybywających do Ziemi Świętej, z których kilkadziesiąt osób do pełnego zdrowia powraca dopiero w szpitalu.
więcej o syndromie Jerozolimskim i Jerozolimie znajdziesz w artykule Jerozolima – ziemia przeklęta
Pierwszymi objawami nadchodzącej choroby bywają pobudzenie i potrzeba oczyszczenia się. Kolejnymi, mogą być próby nawracania innych, chęć głoszenia słowa bożego, śpiewanie psalmów lub wersetów z pisma świętego, często po przywdzianiu białego prześcieradła. Skrajnym przypadkiem, był australijski turysta, u którego wystąpiła tak silna chęć działania, że postanowił podpalić meczet Al Aksa. Wywołało to kilkudniowe, krwawe zamieszki w całym mieście.
Do rozpoczęcia rozruchów i niepokojów wiele zresztą w Jerozolimie nie potrzeba. Kłócą się tu i spierają wszyscy ze wszystkimi. To, że przedstawiciele różnych religii nie mogą dojść ze sobą do porozumienia można spróbować jeszcze jakoś wytłumaczyć. Jak jednak usprawiedliwić kapłanów tego samego wyznania, którzy w imię miłosierdzia bożego piorą się po pyskach ?
Wojna mnichów
Bazylika Grobu Świętego jest najważniejszym miejscem kultu dla chrześcijan w Jerozolimie. Tyle tylko, że dla chrześcijan różnego obrządku. Co z tego ? Ano to, że ciężko mówić o pojednaniu między religiami kiedy same kościoły nie mogą dojść ze sobą do ładu, walcząc o każdą piędź ziemi w świątyni niczym Kargul z Pawlakiem. Powody kłótni są często tak samo absurdalne jak w słynnej, polskiej komedii. Problemem było na przykład przesunięcie krzesła wraz z odpoczywającym na nim koptyjskim zakonnikiem w cień drzewa, które według braci kościoła etiopskiego znajdowało się już na ich terytorium. Kilka chwil później wymiana argumentów doprowadziła do regularnej bijatyki pomiędzy krewkimi ojczulkami. Na tyle poważnej, że wśród poszkodowanych znalazła się również jedna z interweniujących policjantek, która od wojującego księdza oberwała butem w głowę.
Aż strach pomyśleć, co mogłoby się dziać w świętym miejscu, gdyby nie to, że klucze do jedynej aktualnie bramy wiodącej do chrześcijańskiej Bazyliki są od lat w posiadaniu rodziny muzułmańskiej. Całą sytuację komentują najlepiej sąsiedzi, którzy od lat obserwują wojnę mnichów i mówią dosadnie:
„Dobrze, że Chrystus zmartwychwstał, inaczej widząc to wszystko przewróciłby się w grobie”
Tekst ukazał się w lipcowym numerze magazynu MM Trendy
Zostaw komentarz