Jak jest most, to gdzieś musi być wejście, a wrodzona ciekawość każe nam zobaczyć co jest po drugiej stronie. Tyle, że przy wejściu stoi tablica mówiąca, że „dalej idziesz na własne ryzyko …” Wejść, czy nie wejść …?
Tajemniczy most donikąd
Most wzbudził nasze zainteresowanie zaraz po przyjeździe do Samany. Wyglądał staro i tajemniczo. Biegł przez całą zatokę docierając do bujnie porośniętej palmami, tropikalnej wyspy. Nawet Saona, do której rejs próbował nam wcisnąć co drugi napotkany na nadmorskiej promenadzie Dominikańczyk nie wzbudzała takiego zainteresowania jak most. Co nam po kolejnej, najpiękniejszej podobno plaży na Dominikanie, która to znajdować się miała tym razem na wyspie Saony kiedy dookoła mgła i mży cały czas. Tłumaczenia kolejnego „kapitana”, że tam na pewno świeci słońce, bo tam przecież zawsze świeci słońce jakoś nie robiły na nas wrażenia.
Tymczasem most, urastał w naszej wyobraźni do rangi MOSTU, który trzeba zobaczyć. W końcu każdy most dokądś prowadzi, a tajemnicza wyspa na jego końcu przyciągała coraz silniej. Jak olbrzymi magnes…
Tu się kończy nasza władza …
Znalezienie drogi na most okazuje się nie być wcale takie proste. Asfalt się skończył, w lewo krzaki i błoto, na wprost góra.
W końcu jest. Tylko, że przy wejściu na pierwsze przęsło wisi tablica hotelowa, która dosadnie daje do zrozumienia, że dalej wchodzimy na własne ryzyko i sąsiedni hotel nie zagwarantuje nam już bezpieczeństwa. Do tego gruby łańcuch, który mimo tego, że wisi opuszczony to robi wrażenie. Tracimy animusz wpatrując się w kończący się w oddali drugi koniec mostu i gęstwinę pomiędzy kolejnymi elementami budowli.
Co może tam być aż tak niebezpiecznego ? Snajperzy, gwałciciele, mordercy, złodzieje czy pospolici bandyci. Wyobraźnia podpowiada coraz bardziej abstrakcyjne scenariusze. Wszystko sprowadza się do jednego.
Iść czy nie iść …
Idziemy. Nie po to przeszliśmy taki kawał, żeby teraz wracać w obawie przed jakąś tablicą. Jest środek dnia, a w oddali widać nawet jakichś ludzi. Z daleka nie wyglądają groźnie, tłumaczymy sobie głośno, ale aparat na wszelki wypadek chowam głęboko w plecaku.
>>więcej o bezpieczeństwie na Dominikanie
Własna, tropikalna wyspa ;-)
– Sie ma. Jak leci ? – zagaduje nas po hiszpańsku Dominikańczyk idący z naprzeciwka.
Mijamy jeszcze ze 2 osoby, które za pomocą żyłki nawiniętej na szpulę próbują łowić ryby z wysokości przynajmniej kilkunastu metrów i już. Wściekle zielona gęstwina zakrywa mocno sponiewierane schody w dół. Trochę jak na trójmiejskich dworcach. Ciemno, syf i betonowe ściany pokryte malunkami imbecyli mylących graffiti z krzywą kreską nabazgraną po pijaku. Ale parę metrów dalej zaczyna się wyspa.
Nasza WYSPA. Pusta i tropikalna. Z kawałkiem bezludnej plaży tylko dla nas. I z doskonałym widokiem na Samanę i całą zatokę. I tylko Piętaszka brakuje do pełni szczęścia …
>>polecam też: prawdziwie rajskie plaże na Dominikanie
Tropikalna wyspa w Samanie – praktycznie:
– Aby dotrzeć do mostu należy przy pomostach, z których odpływają stateczki z wycieczkami na wyspę Saona pójść w prawo, wzdłuż wody. Gdy asfalt się skończy wystarczy skręcić w lewo i pomiędzy krzakami odnaleźć szutrową drogę, którą dochodzi się do plaży hotelu Gran Bahia Principe. Stamtąd ścieżką w górę i już … czas na decyzję czy idziecie dalej :):)
– Wejście na wyspę nie wygląda zachęcająco. Betonowe resztki schodów wyglądają jakby były świadkami wieczornych spotkań młodzieży … Natomiast sama wyspa wraz z mostami robi rewelacyjne wrażenie :)
– Wysepki pomiędzy kolejnymi przęsłami mostu „Donikąd” nazywają się: Cayo Linares i Cayo Vigia
Zostaw komentarz