Gdy w Paryżu wybuchały pierwsze ładunki wybuchowe wracaliśmy z kolacji w centrum Paryża. Gdy uzbrojeni napastnicy zaczynali strzelać do gości restauracji Le Petit Cambodge, 3 km dalej czytaliśmy książki. I gdyby nie telefony z Polski nie wiedzielibyśmy pewnie nawet, że tuż obok rozgrywa się tragedia. Tak wyglądał Paryż po zamachach i na chwilę przed …
Zamachy w Paryżu
Jedynym sygnałem wskazującym, że dzieje się coś niezwykłego były syreny policyjne. Spaliśmy blisko jednej z głównych ulic prowadzących przez Sekwanę w kierunku placu Republiki i co kilka, kilkanaście minut widać było kolejne radiowozy gnające na sygnale. Po godzinie dostaliśmy pierwsze wiadomości od zaniepokojonych bliskich z Polski. – W Paryżu są zamachy, co u Was.
A u nas, raptem 3 km dalej, wszystko toczyło się w swoim własnym rytmie. Jeździły taksówki i samochody, po ulicach wędrowały grupki śmiejących się turystów i paryżan. I tylko te radiowozy …
Paryż po zamachach – 12 godzin później
Rano, w pobliżu katedry Notre Dame, jedyną oznaką tragedii, która rozegrała się w nocy były dodatkowe oddziały policji i żandarmerii. Trzy radiowozy stały na moście, a po placu oprócz standardowych żołnierzy z długą bronią, którzy byli tu i wcześniej spacerowało kilku dodatkowych policjantów. Dodatkowe patrole widać było też w innych częściach miasta. W piątej dzielnicy właściciele knajpek i restauracji sprzątali ślady nocnych libacji; śmieci i rozbite butelki, a w knajpkach siedzieli pierwsi klienci. Wszyscy żywo dyskutowali nad tym co się stało w nocy i oglądali specjalne wydanie wiadomości ale nie było widać najmniejszych śladów paniki. Po ulicach spacerowali turyści, jeździły autobusy wycieczkowe i jedyną oznaką tego, że coś się wydarzyło były zamknięte parki i większe atrakcje turystyczne jak Luwr, wieża Eifflea czy katedra Notre Damme (większość atrakcji turystycznych zamknięta była również w niedzielę).
Chociaż faktem jest, że jak na sobotnie popołudnie to ludzi nie było dużo, a wieczorem część restauracji w okolicach Sekwany zamknęła się wcześniej niż zazwyczaj.
Paryż po zamachach – 24 godziny później
Natomiast już w niedzielę znowu zrobiło się tłoczno. Większość turystów nie wydawała się być przejęta tym co zdarzyło się w Paryżu przed zaledwie dwudziestoma czterema godzinami. Wszyscy żartowali, biegali z aparatami i kupowali pamiątki. Niektórzy, chociaż w dobie smartfonów trudno w to uwierzyć, faktycznie mogła nie wiedzieć, że coś się stało.
Bo podobne sytuacje dużo bardziej przerażająco wyglądają zazwyczaj w telewizji gdy cały czas widzi się centrum zdarzeń, zbliżenia ofiar, płacz bliskich. Powtarzane po raz setny wybuchy i strzały tworzą wrażenie, że dramat wciąż trwa i dotyczy wszystkich będących w Paryżu. Tymczasem od pierwszych do ostatnich wybuchów minęło raptem pół godziny i tylko koszmar osób będących zakładnikami trwał zdecydowanie dłużej. Ci, którzy przebywali kilka przecznic dalej często nawet nie wstali od stołów.
Lotnisko Paryż Bevauis po zamachach
Na lotnisku w Bevouis także nie było większych przestojów. Kontrola była może ciut bardziej drobiazgowa, a przed wejściem na teren strefy wolnocłowej trzeba było okazać dodatkowo paszport lub dowód. Pasażerom wracającym do Polski humory raczej dopisywały. Czasami nawet zdecydowanie za bardzo. Niektórzy dowcipkowali z obaw bliskich, którzy zostali w Polsce i licytowali się kto wymyśli straszniejszą historię. Słyszałem o wyrzutniach rakiet czy kulach latających nad głowami. Młody chłopak podkreślał ze śmiechem, że przecież mieszkali w hotelu położonym blisko miejsc, w którym podłożono bomby. Dziewczyna stojąca obok go strofowała by tylko nie opowiadał takich historii przy babci.
A na miejscu już czekały media spragnione informacji „z pierwszej ręki”. Jeśli trafili na takich „bohaterów” to później faktycznie mogły wyjść z tego mrożące krew w żyłach relacje bezpośrednich świadków wydarzeń …
Mieszkańcy Paryża są silni i to przetrwają ale terroryści już mogą zacząć się pakować. Francja odpowie stanowczo czy się to komuś będzie podobać czy nie !