Podróż z Luang Prabang w Laosie do granicy z Tajlandią zajmuje 2 dni. Statkiem płynącym po Mekongu. Busem, tą samą trasę można przebyć w ciągu kilkunastu godzin. Tylko czy warto ?
Z Luang Prabang do Chiang Mai
Z Tajlandii do Laosu (i odwrotnie) można dostać się busem lub autokarem. Szybciej i taniej. Natomiast statkiem jest zdecydowanie wygodniej i bez wątpienia ciekawiej. Można połazić sobie po pokładzie, wypić drinka i obserwować życie toczące się na statku.
Na przykład jak laotańskie dzieciaki szybko i sprytnie owijają sobie wokół palca parę zagranicznych turystów. Teraz dwie pary rezolutnych oczu nie spuszczają z nich wzroku, dając się karmić wszystkimi przekąskami zabranymi na podróż przez europejczyków i co rusz domagając się kolejnej porcji zabaw.
Dużo dzieje się też po obu stronach Mekongu. Nasz statek nagle zwalnia i podpływa do brzegu. Czyżby postój ? Chyba nie. Nie widać żadnych pomostów, a jedynie w oddali widać dachy kilku domków. A jednak. Na stromej skarpie widać człowieka z niewielkim plecaczkiem, który niemal zsuwa się wprost do łodzi. Kilka zakrętów dalej do łodzi podpływa inna, dużo mniejsza i odbiera z pokładu jednego z pasażerów.
Widać też wioski. Niewielkie, składające się zazwyczaj z kilku domów. Te największe to zaledwie kilkanaście dachów błyszczących pomiędzy drzewami i ściśle otoczonych górami.
– Ciekawe czy miejscowe dzieciaki chodzą do szkoły – myślimy widząc ich kolejną grupę ganiającą na golasa na brzegu rzeki. Statek jest dla nich atrakcją dnia, bo gdy tylko podpływamy bliżej wszystkie krzyczą, machają do nas i popisują się szalonymi skokami do wody.
Czasami też naszym długim i wąskim statkiem zaczyna bujać. Nurt robi się wartki, a woda rozbija się o ogromne głazy wystające ponad powierzchnię. Wówczas zazwyczaj rozmowy na statku milkną, a wszyscy zaczynają wpatrywać się to w skały i tworzące się dookoła nich wiry, to w kapitana. Ten na szczęście z dużą wprawą omija wszystkie przeszkody. Jak na razie skutecznie co nie wszystkim wychodzi równie dobrze. Świadczy o tym dobitnie wrak identycznej jak nasza łodzi, który dogorywa na jednym z ogromnych kamieni.
Osiem godzin podróży mija prawie niepostrzeżenie. W niewielkim porciku w Pakbengu dajemy się porwać jednej z osób „witających” wysiadających pasażerów statku. Nocleg i jutro o ósmej startujemy do kolejnego etapu naszej podróży z Luang Prabang do granicy z Tajlandią i dalej, do Chiang Mai. Powoli żegnamy się już z niezwykłym Laosem.
Z Laosu do Tajlandii statkiem – praktycznie:
Statkiem z Luang Prabang w Laosie do granicy z Tajlandią
Statki wypływają codziennie z portu znajdującego się kilkanaście km od Luang Prabang ok godz 9:00. Po 8 godzinach płynięcia zawijają do miejscowości Pakbeng, z której następnego dnia można złapać kolejny statek do granicy Laosu z Tajlandią w miejscowości Houai Xay – zobacz ceny i dodatkowe informacje praktyczne
Houai Xai – przejście graniczne
Przejście graniczne Laos – Tajlandia w Houai Xay znajduje się kilkanaście km od portu i miasteczka, na moście przyjaźni IV – można dojechać tuktukiem za ok. 50 000 LAK (chociaż niektórzy kierowcy wołają nawet 150 000 LAK). Z granicy na stronę tajską przejeżdża się autobusem za kilka złotych (płatne w bahtach). Do centrum miasteczka Chiang Khong (ok. 12 km) dojechać można tuktukiem łączonym z innymi pasażerami – bilet ok. 35 BHT Z Chiang Khong do Chiang Mai kursują między innymi autokary firmy Green Bus Thailand – start 11:00, przyjazd do Chiang Mai ok. 17:00 – tego sprawdziliśmy na sobie.
Łódzie z Tajlandii do Laosu
Łodzie pływające po Mekongu z Tajlandii do Laosu i Laosu do Tajlandii wyglądają jak autobusy. Długie, wąskie, z siedzeniami wyciągniętymi z busa ustawionymi na obu burtach. W zależności od statku ich układ to 2 siedzenia + trzy lub dwa rzędy po 2 miejsca.
Na statku jest toaleta i można kupić podstawowe produkty jak piwo ;-) – 20 000 LAK, wodę, kawę lub noodle instant.
Gdybym ja widziała takie rozbite łodzie to bym chyba kazała od razu dobić do brzegu i szłabym pieszo ;p
Aż tak źle nie było chociaż kilka razy rozmowy na statku nagle się urywały, do momentu, w którym kapitan nie ominął kolejnego bystrza ;)